Czego nauczyłam się w 2014 roku

Czego nauczyłam się w 2014 roku?

Podsumowanie roku 2014

Rok 2014 był dla mnie rokiem przełomowym. Moje życie znacząco się zmieniło przez ostatnie 12 miesięcy i uważam, że to jak do tej pory mój najlepszy czas w życiu. Każdy z minionych miesięcy uważam za dobrze wykorzystany. Podjęłam się wielu nowych wyzwań i z każdego z nich ogromnie się cieszę. Dziś chciałam podzielić się z Wami tym, czego nauczyłam się w 2014 roku. Każdą z Was zachęcam do zrobienia sobie takiego podsumowania, jestem pewna, że także wypiszecie wiele pozycji. Moje podsumowanie uświadomiło mi jak wiele spraw potoczyło się po mojej myśli. Jesteście gotowe? To zapraszam!

 

Wystąpień publicznych można się nauczyć

Odkąd pamiętam nie lubię wystąpień publicznych. I nie ważne, czy były to przedstawienia szkolne, referaty w czasie wykładów, czy inne sytuacje zmuszające do wypowiadania się przed dużą grupą osób – zawsze mnie to stresowało i za każdym razem dochodziłam do wniosku, że to kompletnie nie dla mnie. Na początku roku miałam okazję pomagać w prowadzeniu warsztatów dla dzieci z moich okolic. Zwykle moja pomoc ograniczała się do rozdania potrzebnych przedmiotów czy pomocy w realizowanych zadaniach. W ostatni dzień zajęć musiałam się jednak zmierzyć z czymś zupełnie nowym – miałam opowiedzieć uczestnikom o mapach myśli, rozrysować je, przedstawić główne zasady ich tworzenia i możliwości wykorzystania. Choć moimi słuchaczami byli uczniowie podstawówki to jednak nie obyło się bez tremy. Po wszystkim okazało się, że było inaczej niż zwykle. Nawet byłam z siebie zadowolona! Co na to wpłynęło? Po pierwsze dobrze przygotowałam się do swojego krótkiego wystąpienia, a po drugie…choć wcale nie musiałam tego robić to sama dobrowolnie zgodziłam się na propozycję poprowadzenia części warsztatów. Dziś stwierdzam, że właśnie ten element jest kluczowy przy podejmowaniu się rzeczy, których się boimy.

 

Organizacja szkoleń jest nie tylko dla wybranych

Zawsze wydawało mi się, że za organizację dużych konferencji czy szkoleń odpowiedzialni są wyłącznie doświadczeni ludzie i nikt niezwiązany z branżą nie może zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje „od kuchni”. Od dawna podobały mi się tego typu wydarzenia i chciałam samodzielnie przekonać się, co należy zrobić, żeby je przygotować i jak wygląda cała ich organizacja. Pod koniec 2013 roku napisałam więc maila do Bartka Popiela. Wspomniałam mu o tym co robię i o moim blogu, a także zaproponowałam swoją pomoc przy organizacji kolejnych eventów. 24 stycznia 2014 r. byłam już na szkoleniu w Warszawie. Jak się okazało wcale nie trzeba mieć ogromnego doświadczenia. Jestem przekonana, że w wielu przypadkach wystarczy zaangażowanie i chęć pomocy. Teraz nic nie przekreślam, bo wiem że mimo braku wiedzy i znajomości mogę spróbować wielu rzeczy jeśli po prostu komuś to zaproponuje. Podobnie było przecież z moimi artykułami dla magazynu Productive! Nie mam doświadczenia, ani wykształcenia w kierunku dziennikarskim, a mimo to udało mi się zawrzeć swoje teksty w dwóch numerach. A wracając do szkoleń… Czego jeszcze mnie to nauczyło? Dowiedziałam się ile pracy i cierpliwości kosztuje organizacja wydarzenia na taką skalę. Wiem już za ile rzeczy trzeba być odpowiedzialnym i czego koniecznie należy dopilnować.  Jestem pewna, że jeszcze kiedyś mi się to przyda!

 

Podjęcie ryzyka potrafi zmienić życie

Ciekawa jestem jakie jest Wasze podejście do wyjazdów z zupełnie obcymi ludźmi? Ja w tej kwestii zawsze stawiałam na sprawdzoną paczkę znajomych i jakoś nie wyobrażałam sobie, ze mogłabym wyjechać na kilka dni z osobami, które widzę pierwszy raz w życiu. W lutym tego roku dostałam taką propozycję i po trzech dniach spontanicznie pojechałam do Zawoi z 5 nowymi osobami (jedną z nich widziałam wcześniej…3 razy 🙂 ). Całkowicie przełamałam swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i uważam, że był to jeden z moich najlepszych wyjazdów! Poznałam naprawdę ciekawych ludzi bez których nie wyobrażam sobie teraz wyjazdów i imprez. Poza tym te kilka dni całkowicie zmieniło moją ówczesną sytuację. Wniosek? Warto podejmować ryzyko, bo nigdy nie wiadomo jak dana decyzja wpłynie na resztę naszego życia.

 

Próbowanie nowych rzeczy daje satysfakcję

Jak już wspominałam w artykule na temat profesjonalizmu ten rok obfitował w próbowanie zupełnie nowych rzeczy. Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale ja często rezygnowałam z wielu z nich z powodu braku umiejętności. Działo się tak szczególnie wtedy, gdy były ze mną osoby, które w danej dziedzinie były naprawdę dobre. Wiedziałam jednak, że to głupie podejście. Swoje zmiany zaczęłam od bilarda, którego do tej pory znałam jedynie z gier internetowych. Tak jak przypuszczałam pierwsze próby nie przynosiły żadnych efektów, ale po krótkim czasie okazało się, że wbijanie poszczególnych bil wcale nie jest takie trudne. Poza tym muszę przyznać, że bilard jest naprawdę przyjemny i na pewno będę chciała poprawiać swoje umiejętności. Rok 2014 sprawił, że zaczęłam chętniej przekonywać się do tego co nowe i mając za sobą kilka takich doświadczeń mogę powiedzieć, że każdy krok w przód, każdy malutki sukces sprawia naprawdę ogromną satysfakcję.

 

Networking jest dla każdego

Wyjazd na konferencję Jacka Walkiewicza był pierwszym z moich spełnionych marzeń w tym roku. Oprócz przygotowania kilku ciekawych  wystąpień organizatorzy zadbali o zagospodarowanie przerw proponując uczestnikom networking . Nigdy przedtem nie miałam okazji podchodzić do obcych ludzi i opowiadać o tym kim jestem i czym się zajmuje. Cała sytuacja wydawała mi się więc dość sztuczna. Z czasem jednak obserwując pozostałych uczestników zauważyłam, że większość z nich chętnie wykorzystywała fakt, że znajduje się w kręgu zupełnie nowych ludzi, były wymiany numerami telefonów i wręczanie wizytówek. Jestem pewna, że przynajmniej części z tych osób udało się później nawiązać ciekawe współprace. A ja? Postanowiłam śmielej podchodzić do nieznajomych i wykorzystywać nadarzające się okazje 🙂

 

Pokonywanie przeciwności mnie rozwija

Jak przeczytacie kilka punktów niżej – uwielbiam planować. Jest to mój sposób na to by uniknąć nieprzewidzianych sytuacji. Ale jak wszyscy wiemy życie lubi zaskakiwać i to nie tylko pozytywnymi wydarzeniami. Minusem mojego planowania jest to, że tak bardzo skupiam się na swoim celu, że nie dopuszczam do siebie myśli, że coś mogłoby nie pójść zgodnie z założeniami. Przecież wszystko idealnie dopracowuje! Wielkim sprawdzianem dla mnie była więc organizacja moich 24 urodzin. Postanowiłam, że z kilkorgiem znajomych wynajmiemy domek niedaleko jeziora i spędzimy tam weekend. Wszystko załatwiłam odpowiednio wcześniej, kilkukrotnie dzwoniąc do właściciela i upewniając się o każdy szczegół. Niestety po przybyciu na miejsce okazało się, że właściciel w stanie wskazującym na imprezowy postanowił nie opuszczać swojego domku. Nie było szans na to byśmy mogli tam zostać. Zarezerwowanie czegoś „na już” w maju, przy ładnej pogodzie było praktycznie niemożliwe. Wspólnie ze znajomymi dzwoniliśmy w każde możliwe miejsce w promieniu 30-40 kilometrów, niestety wszystko było już zajęte. Nie poddaliśmy się jednak i po wielu telefonach udało nam się zarezerwować naprawdę fajny domek z dużym pokojem w sam raz na imprezę, dwoma sypialniami, wyposażoną kuchnią i łazienką. Dostaliśmy dużo więcej niż oferował poprzedni właściciel, a zorganizowaną tam imprezę będę wspominać przed długie lata. Ta sytuacja nauczyła mnie dużo, między innymi tego, że nigdy nie warto rezygnować ze swoich planów. Pokonując przeciwności możemy dostać znacznie więcej niż w sytuacji, która nie wymaga od nas żadnego wysiłku.

 

Warto samodzielnie planować podróże

Powiem szczerze, przez całe moje 24 letnie życie nie udało mi się zwiedzić tak wspaniałych miejsc, jak w przeciągu ostatniego roku. Zawsze myślałam, że jak już wybiorę się na wakacje życia, to najpewniej za pośrednictwem biura podróży, które załatwi za mnie wszystko od A do Z. Był tylko jeden problem, takie wyjazdy zwykle kosztują naprawdę sporo, a ja nie chciałam czekać na wymarzony urlop kilka lat. Wszystkie moje wyjazdy 2014 roku postanowiłam więc zorganizować samodzielnie. Najlepszym przykładem są Wyspy Kanaryjskie. Razem ze znajomymi spędziliśmy 12 dni zwiedzając Fuerteventurę, Gran Canarie i Teneryfę. Poza tym po drodze zahaczyliśmy o Niemcy i Szwajcarię. Pięć miejsc w ciągu jednej podróży! Zarezerwowałam hotele na dwóch wyspach, przeloty, busy, promy, udało się nawet wynająć samochód na kilka dni. Wszystko to za cenę nieporównywalnie niższą od tej proponowanej w biurach podróży. I choć naprawdę cenie sobie wygodę to uważam, że w kwestii wakacji warto podjąć się organizacji samodzielnie. Ja mam zamiar dalej z tego korzystać, nie tylko oszczędzając przy tym pieniądze, ale i ucząc się sprawnego planowania podróży. Polecam wszystkim takie rozwiązanie!

 

Są rzeczy ważne i ważniejsze

O mojej opinii na temat studiowania mogłyście przeczytać tutaj. Odkąd pamiętam chciałam studiować i nie wyobrażałam sobie innego sposobu na życie. Wyższe wykształcenie było dla mnie istotne i mocno wierzyłam w to, że pomoże mi w życiu. Ten rok pozwolił mi uświadomić sobie, że są rzeczy ważne…i ważniejsze. Gdybym czas spędzony na studiach poświęciła na zdobywanie doświadczenia i uczenie się odpowiednich umiejętności to z pewnością teraz byłoby mi dużo łatwiej niż z papierkiem, jakby nie było prestiżowej uczelni. Doszłam do wniosku, że choć niektóre rzeczy są istotne to nie zawsze warto się ich podejmować. Poza tym nic nie jest gwarantem tego, że kiedyś będzie nam lepiej. Nic poza własną pracą i doskonaleniem siebie.

 

Spontaniczność jest dobra

Uwielbiam planować. Nie tylko jestem ogromną fanką rozpisywania sobie wszystkich moich celów, ale też bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że wszystkie terminy planowanych wydarzeń muszę znać ze sporym wyprzedzeniem. Po prostu łatwiej mi się wtedy funkcjonuje i mam dużo czasu żeby odpowiednio się przygotować. Nigdy więc nie zapomnę wieczoru, kiedy przyjechał do mnie mój chłopak i kazał mi się pakować. Nie wiedziałam, gdzie się wybieramy i co mam ze sobą zabrać. Miejsce naszej podróży poznałam…na lotnisku. Nic w życiu nie sprawiło mi chyba tak ogromnej radości. Londyn był moim marzeniem od liceum. Mimo, że nie wiedziałam wcześniej o wyjeździe, a na spakowanie się miałam jakieś pół godziny, to wszystko się udało i mam niesamowite wspomnienia. Wniosek? Czasami warto postawić na spontaniczność!

 

Przełamywanie lęku daje ogromną radość

Nigdy nie widziałam sensu w zmuszaniu się do czegoś i w usilnym przełamywaniu mieszkających w głowie straszków. Skoro są to widocznie mają być, po co je ruszać 🙂 Jednak i w tej dziedzinie 2014 rok pozwolił mi się czegoś nauczyć. Od liceum podobała mi się jazda na quadach. Bardzo chciałam spróbować, aż w końcu w październiku tego roku trafiła się taka okazja. Wszystko było świetnie dopóki jeździliśmy parami. Jednak, gdy dostałam propozycję żeby sama pokierować tym sprzętem nie było mi już do śmiechu 🙂 Warto jednak było przełamać ten lęk. Okazało się, że samodzielna jazda to świetna sprawa! Po jakimś czasie poszłam za ciosem i teraz regularnie przełamuje kolejne straszki, nawet te najbardziej okropne 🙂 I wiecie co? Nigdy nie czułam się chyba tak zadowolona z siebie 🙂

 

Wszystko jest możliwe

Zawsze wydawało mi się, że Majorka jest miejscem dla ludzi bogatych i dopóki na moje konto co miesiąc nie będzie wpływać porządna czterocyfrowa kwota to nie mam co liczyć na taki wyjazd. Pewnego dnia na jednej ze stron z tanimi przelotami znalazłam naprawdę korzystną ofertę. Szybko sprawdziłam jaki byłby koszt zakwaterowania i transportu z lotniska. Okazało się, że na Majorkę można lecieć nie posiadając ogromnego budżetu, a cała organizacja wyjazdu i dogrywanie poszczególnych elementów zajęło około 2 godziny! Cały wyjazd sprawił, że mam teraz o wiele większą odwagę w spełnianiu swoich marzeń i nie zakładam z góry, że coś jest nierealne dopóki nie sprawdzę wszystkich możliwości.

 

Warto poznawać ludzi z podobną pasją

O uczestnictwie w spotkaniach dla blogerów myślałam już w chwili założenia bloga. Jednak na początku było to dla mnie tak samo odległe, jak podejmowanie współprac. Poza tym nie do końca wyobrażałam sobie jak to wszystko wygląda. Blogerki, szczególnie te prowadzące popularne blogi wydawały mi się takie… niedostępne. W końcu w listopadzie tego roku postanowiłam wziąć udział w śląskiej bloSilesii. Miło zaskoczyła mnie otwartość blogerek i sympatyczna atmosfera. Przekonałam się, że warto poznawać ludzi z podobną pasją, między innymi dlatego, że nigdy nie braknie nam tematów do rozmowy. Planuje już kolejne takie spotkania. Bardzo żałuje, że nie pojawiłam się na Blogowigilii, ale mam nadzieję, że będę miała szansę spotkać się z ulubionymi blogerkami na SeeBloggers.

 

Wkładaj serce w to co robisz

O prezencie urodzinowym dla koleżanki pisałam już tutaj. Stworzyliśmy katalog podróży z 15 wspaniałymi miejscami. Praca nad nim trwała kilka dni, od rana do późnej nocy, ale efekt był tego warty. Podobnie było z nowym wyglądem na mojego bloga. Wszystko było szczegółowo dopracowywane, łącznie z archiwalnymi wpisami. Teraz mogę się cieszyć efektami mojej pracy i za każdym razem jak wpisuje adres Po Sukces Na Szpilkach na mojej twarzy pojawia się duży uśmiech 🙂 Przekonałam się, że warto wkładać serce we wszystko co się robi, satysfakcja z efektu i zadowolenie z siebie są nie do opisania.

 

Nagrywanie filmów wcale nie jest takie straszne

Oprócz wspomnianych na początku wystąpień publicznych jest jeszcze jedna rzecz, która zawsze niesamowicie mnie stresowała – wypowiadanie się przed kamerą! Wiem, że wiele osób problem z tym, że gdy widzi obiektyw to nagle zapomina o wszystkim i nie potrafi sklecić sensownego zdania. Odkąd pamiętam należałam do ich grona, więc nie wiem skąd właściwie wziął się u mnie pomysł, że wraz z odnowieniem bloga zacznę nagrywać filmiki. Zawsze podobały mi się produkcje dziewczyn na youtube i trochę zazdrościłam im tego luzu, kiedy siadają przed kamerą. Ja też tak chciałam! Pierwsze nagrywki były straszne, plątający się język i nieświadome robienie głupich min to tylko część rzeczy, z którymi musiałam się zmierzyć za każdym razem, gdy odtwarzałam stworzone przed chwilą nagranie. Jednak jak się okazało praktyka pomaga. Moje życzenia świąteczne są przykładem tego, że choć nadal powinnam nad tym sporo popracować, to z moich wypowiedzi można już sklecić sensowny filmik 🙂 Nie poddaje się i ćwiczę dalej. W najbliższych planach mam zakup sprzętu (nareszcie!) i wypuszczenie w świat mojej pierwszej „normalnej” produkcji. Czego nauczyło mnie nagrywanie filmików? Po pierwsze nie jest to takie straszne, a po drugie zdecydowanie pomaga praktyka. Od pierwszego razu nikt nie jest mistrzem!

 

Następny wpis pojawi się dopiero po Nowym Roku dlatego jeszcze raz chciałam Wam życzyć udanej zabawy sylwestrowej, hucznego powitania 2015 i ambitnych celów na najbliższe 12 miesięcy. Niech każdy z nich zakończy się sukcesem 🙂

***

Na koniec mam jeszcze małą prośbę. Cały czas staram się ulepszać bloga i sprawiać, że będzie on wartościowym miejscem w sieci. Dlatego niezbędna jest Wasza pomoc! Gorąco zachęcam każdą z Was do wypełnienia poniższej ankiety. Chciałabym żeby Po Sukces Na Szpilkach w pełni spełniało Wasze oczekiwania. Bardzo ważna będzie więc każda Wasza sugestia. Wypełnienie ankiety zajmie maksymalnie 10 minut, a dla mnie będzie bezcenne!

Wypełnij ankietę